Wielki czarny, dziesięcioletni (’13) kocur, który wciąż zachowuje się jak mały kociak. Za każdym razem śpi brzuchem do góry. Przekochany, przeuroczy, przyjacielski do kotów, do psów i oczywiście ludzi. Wobec psów ostatnio ostrożniejszy.
To kot, który wraz z rodzeństwem, w tym wciąż mieszkającą w Azylu niepełnosprawną Tepsią, trafił pod opiekę Hani jako malutki kociak. Już przebywając w domu tymczasowym, kotek przeżył własną śmierć. Mobilek umarł i ożył. W wieku sześciu miesięcy miał silne duszności, dusił się tak, że musiał szybko trafić do całodobowej lecznicy. Podano mu leki i umieszczono w inkubatorze. Gdy następnego dnia rano Hania zadzwoniła dopytać o stan podopiecznego otrzymała przykrą wiadomość, że niestety kotka nie udało się uratować. Wraz z Januszem pojechali po jego ciałko. Trzy kwadranse później zobaczyli to czarne ciałko, które wciąż leżało we włączonym inkubatorze. Kotek był zimny, sztywny, ale na przekór słowom weterynarza żył, bo przecież martwe koty nie podnoszą głowy! Słabiutki Mobiś został zabrany do lekarza opiekującego się fundacyjnymi kotami. W trakcie jazdy stopniowo robił się coraz cieplejszy, ciałko mu się rozluźniało. Dwa – trzy dni od tego wydarzenia kot Mobiś był wciąż „niewyraźny”, zataczał się lekko, upadał, miał problemy z poruszaniem, ale wrócił do sprawności. Mimo to możliwe, że jego dziecinność może być efektem niedotlenienia mózgu w tym czasie.
Z kolei dwa lata temu, ten ważący obecnie 8kg zwierzak zachorował na FIP i stracił ponad połowę swojej masy. W najgorszym momencie ważył trzy kilo, ale się nie poddał i pokonał choróbsko. Dwa razy już uciekł przed śmiercią, ale zostało mu jeszcze siedem żyć.
Mobilek jest rezydentem, kotem który nie szuka domu, gdyż jego domem stałym po prostu Azyl. Możesz go jednak wesprzeć zostając jego patronem i opiekunem wirtualnym.
Wirtualną opiekunką kotka jest Małgorzata Zakrzewska.